sobota, 18 sierpnia 2007

Telegraficzny skrót "stopów"


To chyba nie będzie interesujący post :P

Dla celów pamięciowych i statystycznych:

Opis "stopobierców" czasami może wydać się dziwny lub zupełnie nieczytelny.. cóż, zapisywałem ich na szybko skojarzeniami w komórce..

Stopy w kolejności z polski do rumuni i do polski..

  • Z Rybnika do Gliwic dzięki uprzejmości Taty Olgi.
  • Z Gliwic do Katowic z Panem co do Warszawy jechał podpisać umowę.
  • Z Katowic do Krakowa autem które "samo" zatrzymało się na autostradzie. Pan w młodości był w Rumunii na stopa.
  • Z Krakowa za Nowy Sącz TIRem.. Dłuugo bo TIR i bo korki (drogi w remoncie, ruch wachadłowy)
  • Z Panem o rejestracji GB (polak) z jednej wsi do sklepu we wsi następnej.
  • Autem wypakowanym po brzegi na granice. Co ciekawe w aucie inna para autostopowiczów wybierająca się do Rumunii.
  • Kawałek z Panem wybierającym się polatać na paralotni.
  • Autem z paką, z Słowakiem, który wyglądał jak kowboj, a dodatkowo miał pistolet. (do Koszyc)
  • Robi się późno.. Tirem z Turkiem (rozmowa po Rosyjsku) przez granice (tutaj mandat/łapówka 10euro za 3 osoby w kabinie). Oglądanie na DVD tureckich tańców. "Tutaj prosze nas wysadzić". Na środku autostrady, rozjazd Debrecyn, Bukareszt. Oprócz autostrady nic tam nie ma.. Spaliśmy w środku ślimaka w drzewach.
  • Rano z Architektem (węgier) za Debrecyn.
  • Nasz pierwszy Rumun. Zdezelowane duże auto osobowe. Właściciel sklepu sportowego w Oradeii. Mówi tylko po Rumuńsku. Mimo to bardzo sympatycznie. Fan dzikiej przyrody. Przejeżdzamy przez granice i trafiamy w strefę "przemysłową". Wygląda jak sterotypowa Rumunia.
  • Z Oradeii do Budynku w górach gdzie 3 dniowe "wakacje" miały upośledzone śroty z Panem z pracującym w Wiedniu. Rumunem. Rozmowa po Niemiecku. Bardzo sympatyczny. Po drodze zatrzymujemy się oglądać zbiornik wodny, jeść jeżyny. Na kolacje.  Przygody związane z ponad dobowym pobytem u sierot.
  • Na główną drogę z tym samym "wiedeńczykiem". (Niedziela).
  • Z połowy odległości między Oradeą a Klużem z Biznesmenem i jego córką Klaudią. Tylko Klaudia zna angielski. Bardzo sympatyczni. Dostajemy numer telefonu just-in-case. Obfiity obiad w restauracji oraz zostajemy wywiezieni na kemping z Klużu.
  • Z kempingu do centrum Klużu z 3 młodzieńców zdezelowanym autem. "Dog is hungry".
  • z Klużu do Mediaszu z "Pacjentem".
  • Do Sigiszuary z "Mechanikiem".
  • Po wsiach, motelu, zamku w Branie aż do nikąd w górach pomiedzy Braszowem a Ploesti z parką pracującą w Carefurze. Specyficzni, ale pomocni. Nocleg w górach w "odludnym miejscu" mimo że tylko 10 minut od ludzi. Salamandry plamiste i łamiące się w nocy drzewo (ulewny deszcz, wiatr, stres).
  • Z gór TIRem do wsi ze skrzyżowaniem na Konstancje. Tam też kupujemy sobie arbuzy i jemy je przy drodze.
  • Gratem ciężarówką pokroju STARa, długo wolno, a co ciekawe w pewnym momencie droga się zupełnie końcy, trwają roboty drogowe, a my jedziemy z 2km po błocie.
  • Z właścicielem hotelu pod Konstancje. Dostajemy numer telefonu just-in-case. Śpimy w lesie przed konstancją by rano ją podbić.
  • Rano na Kemping w Mamaii z ochroniarzem.. "Money?" Chce kasy. Ile?! 100 lei.. Pff, to ponad 130zł.. We are poor students (are you fucked up?). Don't have money. Dostaje paczke fajek którą miałem właśnie na taką okazję. Kempinigi drogie. Kurort.
  • Szukamy "plaży" bez ludzi, by rozbić sobie tam namiot. Jedziemy stopem z Tatą i córką, zbaczają z trasy i zawozą nas na plażę na półnoć od rafinerii. Tam też są ludzi, ale pojedyńczy w porównaniu z zatłoczoną Konstancją i Mamaią. Nie możemy iść plażną na półnoć bo drogę zagradza baza wojskowa. Po południu dosłowanie nad głowami (baaardzo nisko) manewrują nam samoloty bojowe. Głośno huk. Wieczorem chłopaki z bazy mają wolne i plaża jeszcze bardziej nie jest odludna. W nocy atakują nas komary, ale za to w namiocie przyjemine się śpi słuchająć morza.
  • Plaża jest jakieś 10 minut autem od głównej drogi. Upał. Udaje nam się złapać cienżarówkę wojskową na stopa. Jedziemy z żołnierzami na pace. Żołnierze jak to żołnierze, ale jest wesoło.
  • Z powalonym dziadkiem do jakieś tam wsi. Pisze powalony bo myślałem że nas zabije, tak jechał. Zresztą nie tylko wtedy czułem już wypadek. Ogólnie kierowcy w rumunii jeżdzą bardzo ryzykownie.
  • Milan (czech) Sabina (Niemka) i Mildo - duży fajny pies. Ciekawa para, maksymalna mieszanka języków w aucie (polski, hiszpański, angielski). Nocujemy razem nad rzeką. Dojeżdzamy do Braily.
  • Miły "Tata" przewozi nas 15km z miejsa gdzie nie mamy szansy nic złapać do miejsca gdzie mamy.
  • 2 "Dorobkiewiczów" Tecuci.
  • Milan (czech) Sabina (Niemka) i Mildo. Znowu się spotykamy :). Do Bacau.
  • Do Pietra-Namet dość ciasnym autem w 5 osób (rodzina) a bagaże baaardzo upychamy. To miłę, ale mnie troche zaniepokojiło. Chcą nas wysadzić na dworcu autobusowym, ale my nalegamy że autostop autostop, noc w lesie. Przewozą nas troche dalej na dworzec kolejowy. Money? Jakie Money? ?!?! Dajemy muszelke (fajną) z nad morza czarnego.
  • Nasz pierwszy autobus zamiast stopa.. Za 4 leje na osobe.  W góry do Bicaz. Tam spędzamy chyba z 2 albo 3 dni. (Śpiąc na pastwiskach, a rano budzą nas stada owiec i krów) Ostatniego dnia nabawiam się biegunki która towarzyszy mi aż do 17 sierpnia :( (czyli 3 dni) (Mialiśmy tabletki hamujące dolegliwość, ale nie leczące.. Pomógł mi dość szybko węgiel leczniczy).
  • Z Bicaz TIRem za Zbiornik (na północ).
  • Z młodym rumunem.
  • TIRem do
Ciąg dalszy wkrótce bo pamięć trzeba odświeżyć.

poniedziałek, 6 sierpnia 2007

Sighisoara - miasto Wlada Palownika

A wiec jestesmy juz w Sighisoarze.. Zwiedzalismy tez Kluz-Napoka i Oradeae..

Hmm, przyjechalismy przez Krakow (droga do granicy bardzo wolna przez remonty), slowacje, wegry (duuuzo pol, malo lasow), tam na granicy (slowacja/wegry) nasz TIR (Z turcji, rozmowa po rosyjku :)) dostal mandat za za duzo osob w kabinie.. Jadanc z nim dalej wysiedlismy na rozjezdzie Budapeszt / Debrecyn..

Doslownie nic, tylko autostrada.. Rano udalo nam sie zlapac stopa.. Pierwszy stop z Rumunem, bardzo sympatyczny, rozmowa w "zadnym jezyku", po prostu rozne slowa z roznych jezykow zeby sie dogadac.. Ciekawe wrazenie bo przejezdzalismy przez "strefe industralna", wiec jakby moje wyobrazenie dziczy w rumunii sie potwierdzalo..

Ale za raz potem Oradea, zupelnie europejkie miasteczko, ceny tez europejskie..

Fajny obrazek: kolejka do autostopa... My odchodzimy troche dalej i lapiemy sami..

Zatrzymuje sie Rumun pracujacy w Austrai.. Rozmowa po niemiecku.. Bardzo sympatyczny, zatrzymujemy sie by obejrzec zbiornik wodny.. Jemy jezyny.. Zabiera nas na nasz pierwszy darmowy obiad na stopie. W koncu wieczorem dojezdzamy do miejsca z dala od glownej drogi, 'w gorach', we wsi, gdzie jak sie okazuje sroty maja 3 dniowe 'wakacje'. Opieuje sie nimi fundacja ze Szewcji.. Zostajemy tam az 2 dni, uczestniczac w ich zyciu.. 2 osoby w naszym wieku ze Szewcji sa naszymi tlumaczami.. Ogolnie bardzo sympatycznie..

Nastepnego dnia znow lapiemy stopa.. Zatrzymuje sie biznesmen z corka.. Nasz drugi darmowy obiad, tak obfity ze pakujemy spora jego czesc, i posluzyla nam za sniadanie. Dzis zwiedzamy miasto gdzie urodzil sie pierwowzor Draculi, a nastepnie ruszamy za miasto by rozbic oboz.. Kierunek Braszow.. Docelowo Konstancja.. Bukareszt mamy zamiar ominac.. Narazie wszystkie stopy za darmo (bo wiesc gmina glosi, ze tutaj sie placi)

To tle, ide obudzic Olge :)

środa, 1 sierpnia 2007

Pakowanie

A więc kolejny luźny pomysł ma rano zamienić się w zrealizowany plan..

Luźny pomysł to autostopem przez Rumunie, aż nad morze czarne..

Plan trasy, raczej niedopracowany: Rybnik, przez Kraków, na Słowacje, Węgry, Rumunie..

Jak wyjdzie, w końcu to autostop :)

Właśnie skończyłem pakowanie.. hmm, nic takiego tam nie ma, a waży 20kg..

Więc co wioze?

- 2 małe butle, palnik, czajniczek, menażke, miske, nóż, łyżkę, zapałki (może ta miska nie potrzebna?)
- karimate, spiwór, namiot
- około 7 gorących kubków, 2 zupki chińskie, z 2 fixy (w założeniu do ryżu lub makaronu), herbate
- sandały i buty trekingowe
- spodnie i kurtkę przeciwdeszczowe
- dżinsy, 2 pary krótkich spodenek
- cienką bluzę i bluzę
- 4 t-shirty
- skarpetki i bokserki (około 4-5 kompletów),
- kompielówki i mały ręcznik
- 2 czołówki
- słodycze
- papier nawigacyjny
- przewodnik
- marker
- dokumenty, kasa
- spodnie dresowe i koszulka do spania

Może coś jeszcze,  ale już mi się nie chce przypominać, bo trzeba się wyspać.. Ogólnie zawsze brałem dużo rzeczy, nie jest to mój pierwszy wyjazd, chociaż starałem się zabrać tylko te potrzebne ;)

Pogoda, przynajmiej w najbliższych dniach ma być słoneczna.. Wyjazd planujemy na około 14 dni.. Będzie to w takim razie nasz najdłuższy, bo poprzedni trwał około 9 dni (wtedy Wrocław Praga Wiedeń Brno)..

Ruszamy rano, ja i Olga. Nasza kolejna wspólna przygoda.
Troche nie wiemy czego się tam spodziewać. Z jednej strony są w Uni, z drugiej, przewodnik z roku 1999 pisze o tym kraju jak o "niezłej" dziczy..

Zobaczymy :)

Zdecydowanie pora spać